Dziękuję, że tu zaglądasz. Być może obserwujesz Facebooka i wiesz, że napisałam rozdział do książki, w którym opisałam jak wyszłam z kryzysu prywatnego i zawodowego.

 

 

Czy w tak pięknej pracy jak moja, można mieć kryzys?  Ktoś może rzec, że to praca marzeń – czysta, ciepła, piękna, z eleganckimi kobietami, suknie z pokazów jakie można oglądać w Mediolanie, Paryżu,  wszyscy się  uśmiechają jak w filmie. Faktycznie z boku tak to może wyglądać. I nie chodzi tutaj o złożoność pracy czy specyfikę obowiązków i ryzyka nieprzewidywalności w branży.

 

Problem był zupełnie gdzie indziej i pewnie nikt nawet by się nie domyślił… Aby idealnie ubrać kobietę do ślubu, każdą z Nich traktowałam wyjątkowo i zawsze angażowałam się na 100%. Byłam przeszczęśliwa, gdy mogłam, poprzez wybór odpowiedniej sukni sprawić, że kobieta czuła się wyjątkowo, patrzyła w lustro i nie mogła się nadziwić jaka jest piękna, mówiła, że jest szczęśliwa.

 

Moje krawieckie oko, intuicja i wiedza, jaką posiadam, pasja do tego co robię, wytrwałość i niczym nieograniczona miłość do ludzi, była zauważalna i doceniana przez klientów. Nie było dla mnie problemem ściągnięcie 10 sukni z manekinów, ani założenie tej samej sukni któryś raz z kolei, aby Pani Młoda mogła się upewnić czy to ta jedyna. Uwielbiałam przynosić dziesiątki welonów, każdy z innym wykończeniem, aby nawet takim szczególikiem jak kryształek w odpowiedniej formie idealnie wpasować się do stylu sukni. Biżuteria też była precyzyjnie dobierana. Proponowałam po kilka kompletów, aby wybrać tą najbardziej idealną do sukni, rysów twarzy i finalnej fryzury.

 

Cały proces niesamowicie mnie cieszył. Podczas przymiarki, prosiłam Panią Młodą, aby chodziła naturalnie po salonie i uważnie przypatrywałam się czy suknia nie przeszkadza w poruszaniu się, czy długość jest idealna i czy, aby nie trzeba jeszcze 2 mm przyciąć.  Precyzyjnie oglądałam każdy szczególik, zwracałam uwagę czy wszystko idealnie leży na kobiecie, czy talia jest na maxa podkreślona tak jak chciałyśmy. Jeśli natomiast pani zmieniła sylwetkę, biegłam piętro wyżej i dopasowywałam suknię na poczekaniu. Robiłam tysiące rzeczy, za które nie liczyłam opłaty za dodatkową swoją pracę. Było dla mnie ważne, aby kobieta, na której ma osiąść wzrok jej gości i oczywiście człowieka, z którym spędzi całe życie, wygladała idealnie, lepiej niż z żurnala i najwspanialszych wybiegów mody.

 

Suknia ślubna, w moim założeniu, jest jedyną i niepowtarzalną kreacją kobiety. Suknia ślubna ma znaczenie najwyższej rangi, nawet jeśli czasami kobietom się wydaje, że to tylko suknia. Zawsze powtarzałam kobietom, że sprawię, że narzeczony kolejny raz się w pani zakocha, gdy wyjdzie pani przywitać Go w dniu ślubu w sukni, innej fryzurze, makijażu, z rysami twarzy zdradzającymi podniosły nastrój. Tak też było. Klienci byli zachwyceni. Po ślubie dostawałam zdjęcia od Par Młodych. Nie było jeszcze internetu, więc przyjeżdzali z albumami, kwiatami i prezentami wdzięczności. Do dzisiaj zostały mi cudne relacje z Klientami, których nie jestem w stanie policzyć. Życzenia na święta czy urodziny dostaję w ilościach również niepoliczalnie ogromnych, za co jestem wdzięczna bez miary.  Ciasto weselne jadłam prawie na każdy posiłek i miałam siłę lwa ;) Czego chcieć więcej…?

 

Przyszedł jednak czas kiedy nie umiałam poradzić sobie z sensem mojego zaangażowania w zderzeniu z falą rozwodów moich Klientów… O tym wszystkim w moim rozdziale w książce, która będzie dostępna już po świętach.

 

Za tydzień, w kolejny poniedziałek, podsunę Ci receptę jak doceniać swoją pracę lub pokochać ją od nowa… i po co to robić.  Napiszę też skąd ja sama czerpię siłę.  

 

Pięknych Świąt Ci życzę! Przeżyj je tak, aby sprawiły Ci radość. Bądź szczęśliwą kobietą